
A poważniej, tak mi się przypomniało, to co w poprzednim wpisie zawarłem, to ja prawie na codzień przerabiam w aucie.
Czyli ludzie obcujący ze mną na drodze zajeżdżają, gnają jak pokrzywdzeni, do tego trąbią ze złości, wpychają się, robią wariacki slalom gigant i inne takie. Nie mam na myśli tego, że na każdym skrzyżowaniu ktoś na mnie wpada, ale raczej chyba przy każdym wyjeździe dostrzegam takie dziwne zachowania, no i nie zawsze one mnie dotyczą. Ale ciekawe jest to, że dostrzegam to bardzo często i często mnie to rusza w środku.
I przypomniało mi się właśnie dzisiaj to, jak kiedyś na dłuższej trasie zacząłem po prostu ludziom błogosławić. Czyli gdy ktoś trzymał mi się na ogonie z pół metrowym odstępem, to nie wpadałem w irytację co za pier... kretyn co to nie wie czym to grozi, tylko delikatnie zwalniałem co by ten ktoś wyprzedził i życzyłem mu szerokiej drogi. Gdy ktoś z naprzeciwka nadjeżdżał to podziwiałem auto, czy jakiś jego element, jak nie było co podziwiać to choćby to że czyste jest

I okazało się że wróciłem do domu z długiej trasy wypoczęty, zamiast być zmęczony

A wracając do tych moich ciekawych doznań na drodze, myślę że to jest właśnie to o czym czasami piszę - to jest temat do przerobienia u mnie. Bo ktoś może powiedzieć - no tak, tyle wariatów na drodze jeździ i ty jesteś tego ofiarą. Wg mnie jest odwrotnie, to ja ich zapraszam do mojego doświadczenia. Zapraszam nieświadomie, bo w podświadomości coś siedzi za to odpowiedzialne.