A jesteśmy! A co! Chłopaki w dodatku!
A poważniej, tak mi się przypomniało, to co w poprzednim wpisie zawarłem, to ja prawie na codzień przerabiam w aucie.
Czyli ludzie obcujący ze mną na drodze zajeżdżają, gnają jak pokrzywdzeni, do tego trąbią ze złości, wpychają się, robią wariacki slalom gigant i inne takie. Nie mam na myśli tego, że na każdym skrzyżowaniu ktoś na mnie wpada, ale raczej chyba przy każdym wyjeździe dostrzegam takie dziwne zachowania, no i nie zawsze one mnie dotyczą. Ale ciekawe jest to, że dostrzegam to bardzo często i często mnie to rusza w środku.
I przypomniało mi się właśnie dzisiaj to, jak kiedyś na dłuższej trasie zacząłem po prostu ludziom błogosławić. Czyli gdy ktoś trzymał mi się na ogonie z pół metrowym odstępem, to nie wpadałem w irytację co za pier... kretyn co to nie wie czym to grozi, tylko delikatnie zwalniałem co by ten ktoś wyprzedził i życzyłem mu szerokiej drogi. Gdy ktoś z naprzeciwka nadjeżdżał to podziwiałem auto, czy jakiś jego element, jak nie było co podziwiać to choćby to że czyste jest albo życzyłem szerokiej drogi, albo po prostu uśmiechałem się przesyłając radość.
I okazało się że wróciłem do domu z długiej trasy wypoczęty, zamiast być zmęczony
A wracając do tych moich ciekawych doznań na drodze, myślę że to jest właśnie to o czym czasami piszę - to jest temat do przerobienia u mnie. Bo ktoś może powiedzieć - no tak, tyle wariatów na drodze jeździ i ty jesteś tego ofiarą. Wg mnie jest odwrotnie, to ja ich zapraszam do mojego doświadczenia. Zapraszam nieświadomie, bo w podświadomości coś siedzi za to odpowiedzialne.