Jeszcze tak wracając do analizy tej siły ducha, tej pewności siebie o której pisze Anielka, analizując tą siłę ducha, to ja muszę się przyznać że chyba jej zbyt wiele nie mam... a w każdym razie, na pewno moja pewność siebie nie jest stuprocentowa
I to w żadnej dziedzinie życia: ani w sprawach uczuć, ani w finansach, ani w sprawach zawodowych.
Pracuję nad tą moją pewnością siebie, i mam wrażenie że stopniowe zastępowanie negatywnych przekonań dobrymi bardzo mi w tym pomaga, ale mimo wszystko nadal jestem gdzieś tam... w drodze, w trakcie tego procesu. A jednak... dużo rzeczy mi się już udało, i udaje przyciągać. Jak? Pisałam szczerze o tym nie raz - że czasem nie miałam zielonego pojęcia JAK coś tam mi wychodziło. Bo ja ani o to specjalnie nie zabiegałam, ani w to nie wierzyłam. O, właśnie. Wiara to kolejna sprawa... mogę ze 100% pewnością stwierdzić, że ja
w ogóle nie wierzyłam w ani jedno z moich marzeń czy celów (które zawsze były mgliste i niepewne, dosłownie palcem na wodzie pisane), i też to wielokrotnie powtarzałam.
A więc co miałam: ZERO WIARY, mało pewności siebie, dużo lęków, regularne wpadanie w panikę albo w dołki, chwile wkurzenia, i do tego z pozytywnych rzeczy: 1. Zmianę paru przekonań które akurat "wpadły mi w ręce" jako pierwsze, 2. MGLISTE wyobrażenie celu, ale za to z autentycznym i mocnym
odczuwaniem, przeżywaniem takiego uczucia w moich myślach jakie bym miała po osiągnięciu celu (nie znając nawet szczegółów realizacji) ...
i to wystarczyło, bo przyciągnęłam tak wspaniałe rzeczy, że szczęka mi opadła do samej ziemi. To może jednak ta pewność siebie nie jest aż tak potrzebna??