Kto u Was kochani? Jak samopoczucie?
Witam Was w niedzielny poranek.
U mnie raz lepiej raz gorzej. Generalnie rewelacyjnie tak w pełnym tego słowa znaczenia już nie było dawno, mam wrażenie że tak naprawdę to chyba nigdy
, ale może to tylko wrażenie.
Czasem moje wibracje są tak wysokie, że czuję że mogę przenosić góry, dosłownie. Cieszę się ze wszystkiego i WIEM, że nadchodzą tylko dobre rzeczy i spełnienie moich marzeń. Przeczytałam książkę Louise Hay - Możesz uleczyć swoje życie - i powtarzam teraz non stop afirmacje, które ona tam proponuje, niektóre z nich
Czasem jednak wystarczy mały bodziec, żeby cały dobry nastrój poszedł nagle, gwałtownie w dół. Wiem, że pisać tego też teraz nie powinnam bo przecież cały czas afirmuję
, ale wybaczcie, po prostu czasem czuję naprawdę, że jestem tutaj chyba jakimś jedynym wyjątkiem potwierdzający regułę czy cokolwiek.
Czytam o Waszych sukcesach w przyciągnięciu konkretnej osoby, a przecież przyciągnięcie po prostu MIŁOŚCI powinno być łatwiejsze teoretycznie.....no i co?.....no i nic
Mam problem z zazdrością, cały czas, chociaż odrobinę już jest lepiej niż było, w zasadzie z dnia na dzień jest w tym temacie już lepiej, ale jak widzę to, jak układa się moim znajomym, jacy są szczęśliwi, jak wcale nie muszą udawać że są super mega hiper szczęśliwi sami (tak jak ja), tylko po prostu SĄ zadowoleni z kimś i mówią wprost, że jak byli sami to tacy zadowoleni nie byli, to mam wtedy na prawdę wątpliwości co do działania tego wszystkiego tutaj, o czym wszyscy piszecie.
Moja przyjaciółka mówi wprost, że nie była w pełni szczęśliwą osobą jak była wiele lat sama. Że myślała, że już tak będzie zawsze, nie czuła się spełniona jako kobieta, budziła się w nocy i płakała patrząc na swoje puste wielkie łóżko bo myślała, że tak już będzie zawsze
To jej słowa, nie widzę powodu, dla którego miałaby kłamać
Owszem, na zewnątrz aż tak bardzo tego wszystkiego nie pokazywała. Teraz (od ponad roku) jest w bardzo szczęśliwym związku, ciągle gdzieś jeżdżą, zwiedzają nowe miejsca i dołączają zdjęcia na facebooku, co mnie denerwuje bo.....jestem zazdrosna.....bo chciałabym tak samo.....bo NIGDY nawet przez pięć minut tak jak to teraz widzę nie 'użyłam życia' z mężem na takiej właśnie zasadzie. No i co w związku z tym? Gdzie te wibracje?
Jeśli o mnie chodzi to staram się tak trochę przyciągnąć konkretną osobę, ale tak średnio na jeża, nie jakoś specjalnie, bo nie wiem czy byłaby to odpowiednia osoba, chociaż wydaje się być bardzo sympatycznym facetem i wiem że jest wolny, po prostu od czasu do czasu wizualizuję sobie nas razem i tyle, zobaczymy co z tego wyniknie
Ale bez parcia. Dwa to - "wychodzę do ludzi" i robię różne rzeczy żeby ewentualnie dać Bogu szanse, nie mam sobie w sumie nic do zarzucenia w kwestii samego działania jeśli o to chodzi.
A dwa to już przestaję udawać, że czuję się świetnie 24/7 będąc sama, bo tak nie jest, nie było i nie będzie.....cholera nie po to żyję, na serio. Święty spokój jest fajny, super, bywa naprawdę potrzebny i należy go sobie cenić, ale jak się przedłuża, jak się ciągle tylko spędza samotne wieczory przeglądając zdjęcia na fejsie przedstawiające to, jak się suuuuuper układa wszystkim wokoło to fajne nie jest
Owszem, powtarzam sobie non stop, cały czas - że niedługo ja też tak będę (choć zdjęć żadnych nie będę dawała), że będę spełniona z kimś, że może jeszcze nie jest za późno na rodzinę, a już na pewno że nie jest za późno na podróżowanie, spędzanie czasu razem i odnalezienie w kimś swojej bratniej duszy
Ale.....no właśnie
Swoją drogą pamiętam zastanawia mnie cała idea tego całego facebooka i dochodzę do wniosków, że zamieszczanie tych zdjęć, albo opisy gdzie się właśnie z kimś teraz jest i co się robi, albo zamieszczanie biletów na jakiś super koncert (na który się idzie ze swoją połówką właśnie) i czekanie na lawinę lajków to trochę jednak próba dowartościowania siebie przez te lajki i komentarze właśnie....nie uważacie?